Historia małżeństwa
Historia małżeństwa w Europie.
Sam początek.
Myślami wróćmy do starożytności. Dwoje młodych spotykało się, zakochiwało w sobie i już... Nie, nie tak to było. Całe rodziny uczestniczyły w aranżowaniu związku między narzeczonymi, którzy często widzieli się ze sobą po raz pierwszy, dopiero po uzgodnieniu wszystkich warunków zawarcia umowy. Taki charakter bowiem miał ten związek. Liczył się aspekt ekonomiczny i korzyści płynące z zawarcia małżeństwa. Nie tylko materialne, zresztą.
Panujący wówczas patriarchat pozwalał odprawić żonę, kiedy ta znudziła się mężowi. Hm, mam wrażenie, że i w XXI wieku bywa podobnie, a Wy?...
Zakup żony, czasy średniowiecza.
W mrocznych wiekach średniowiecza (i przez kilka kolejnych stuleci) małżeństwo nadal miało niewiele wspólnego z przysłowiowymi “motylkami w brzuchu”. Była to umowa handlowa, której przedmiot stanowiła dziewczyna i jej wiano. Opiekunowie, którym podlegała przyszła panna młoda, uzgadniali warunki ożenku. Byli to najczęściej przyszli teściowie, którzy też zazwyczaj, wybierali najwłaściwszych, według nich, partnerów dla swoich pociech.
Panna młoda, tanio…
Jeśli jednak kawaler zapragnął poślubić wybraną pannę lub wdowę, mógł się o to postarać. Oczywiście warunkiem “było sięgnięcie do sakwy”. Cena niewiasty zależała od jej wartości w oczach opiekuna. To on wyceniał wartość zadośćuczynienia za straty związane z wydaniem kobiety za mąż. A przyszły pan młody brał pewnie pod uwagę, czy taka transakcja się mu opłaci. Jeśli więc w grę wchodziły uczucia a nie posag wybranki, decyzja zakochanego kawalera mogła być dla niego dużym wydatkiem, bez gwarancji zwrotu inwestycji. Czy takie motywy się zdażały? Romantyczne nutki w naszej duszy chciałyby wierzyć, że tak.
Porwanie a potem ślub.
W okresie staropolskim porwanie, czyli rapt, bywało drogą do zawarcia małżeństwa, choć nie miało miejsca często. Być może ze względu na konsekwencje z jakimi się niekiedy wiązało. Ale o tym za chwilę.
Najczęściej porywano panny, nie mogąc dogadać się z jej ojcem. Odbywało się za wiedzą i zgodą dziewczyny, a niekiedy także jej matki. Kończyło się więc na ślubie i gniewie opiekuna oblubienicy. Kiedy było już po fakcie, tata "przełykał" afront i akceptował zięcia.
Porwanie kobiety za jej zgodą, choć wbrew woli rodziców lub opiekunów zwane było raptus seductionis.
Jednak z biegiem lat kary za rapt stawały się dotkliwsze. Oto przykłady:
- sprawcy porwania groziło, że będzie musiał porwanej przekazać trzecią część majątku,
- by małżeństwo było ważne, musiał zwrócić kobiecie wolność, i gdy ta "swobodnie objawi wolę, że chce mieć go za męża, małżeństwu jej z porywającym nic nie stoi na przeszkodzie."[1]
- wg prawa świeckiego porwana dziewczyna mogła stracić prawo do posagu i wszelkie prawa majątkowe,
- porywacz mógł stracić życie.
Tak się właśnie stało w przypadku miłości między sołtysem Rolbieckim (chłop!) i córką Adama Kossa, podkomorzego (szlachcianka). Podczas potajemnej schadzki, dzisiaj zwanej randką, młodzi postanowili uciec, wziąć ślub w małym wiejskim kościółku. Zamiar zrealizowali, ale dla biednego sołtysa był to początek końca. Oburzeni "panowie szlachta" doprowadzili do powieszenia Rolbieckiego "za rapt". Gdyby był szlachcicem, sprawa pewnie zakończyłaby się polubownie, jak wiele tego typu, w których uczestniczyli przedstawiciele szlachetnie urodzonych. Posiadanie zaś za zięcia chłopa było nie do przełknięcia dla zamożnego pana i skończyło się dla tego pierwszego tragicznie.[2]
Uprowadzenie czyli videntia obductio.
Porwanie panny wbrew jej woli uważane było zawsze za przestępstwo, i to według prawa świeckiego, jak i kanonicznego. Jeśli małżeństwo zostało zawarte a nawet skonsumowane to mogło być uznane za nieważne, gdyż zostało zawarte pod przymusem. Porwana panna mogła dochodzić przed sądem wielkiego odszkodowania a porywacz mógł stracić głowę za swój czyn.
Tak było dawniej, przyznacie, nie zawsze, a nawet rzadko romantycznie. Ale pewnie i w tamtych czasach młodzi się w sobie zakochiwali, pokonywali różne przeciwności i byli razem "aż po grób". Ja chcę w to wierzyć i Wy także możecie.
Następnym razem napiszę o innych ciekawostkach związanych z małżeństwem. Miłego czytania i do przyszłego razu.
1 J.Pelczar, Prawo małżeńskie katolickie z uwzględnieniem prawa cywilnego obowiązującego w Austrii, Prusach i Królestwie Polskim, Kraków 1882
2.W.J.Podgórski, Ryzyko podrywacza w Dawnej Polsce, "Prawo i Życie", nr 11, 1966